Dlaczego tak często wracamy do trudnych emocji?
Dlaczego łatwiej pojawiają się w naszym życiu niż te lekkie, wspierające, jak szczęście?
Powodów jest co najmniej 3.
Po pierwsze – możemy użyć metafory – w prawie każdym mieście jest aleja/ulica Piłsudskiego i jest to główna bądź jedna z głównych ulic miasta. Ruch jest tam większy, droga prowadzi do wielu punktów, dróg, a my wiemy jak tam się poruszać i lubimy to, że ją znamy.
A teraz wyobraźcie sobie przebudowę tej głównej ulicy, albo że od dziś będziecie podróżować maleńką, dopiero co budowaną ulicą.
Czyli mamy szybkie i znane połączenie VS nieznane i wolne.
To biologia naszego ciała i jej przyzwyczajenia (przeładowanie układu nerwowego, uzależnienie chociażby od dopaminy i adrenaliny, połączeń neuronalnych w mózgu, których mamy więcej w doświadczaniu danej emocji) oraz utarte schematy poznawczo-behawioralne będą nas trzymać przy „starym”.
Po prostu na wielu poziomach, jak z tą drogą, jesteśmy przyzwyczajeni – łatwiej doświadczać nam tego, co jest znane dla naszych układów, dla naszej psychiki. A doświadczenie nowej emocji, większej ilości szczęścia – to wyprawa na tę małą, dopiero co budowaną uliczkę.
Potrzeba więc czasu, cierpliwości i zaufania do wewnętrznego procesu, że wybudujemy w sobie serię dróg, ulicę Szczęścia, Wdzięczności, Samoakceptacji itp.
Drugi obszar to bycie pobudzanym przez otoczenie, w tym najbliższe osoby.
Emocje, a nawet reakcje ciała, jak ból głowy czy brzucha, alergie itp., które przeżywamy w tu i teraz rzadko dotyczą tej konkretnej relacji albo tej konkretnej przyczyny.
Warto mieć świadomość, że często za tym wszystkim ciągnie się pamięć i nieuregulowane emocje naszego dzieciństwa, dorastania, naszych rodziców, ba! Naszych przodków (trauma pokoleniowa).
Tu ogromną rolę ma samoświadomość i samoregulacja emocjonalna, które są kompetencjami rozwijanymi całe nasze życie, oraz umiejętność oddzielania tych emocji od naszej tożsamości – wystarczy (ale nie jest to wcale łatwe) nie dowalać się do siebie i nie przyklejać trudnych emocji, stanów wewnętrznych jak etykiety do naszej osobowości, aspektów naszego życia („czuję się źle, więc/ponieważ moje życie jest złe”).
Finalnie – i odnosząc się do 2 punktu – po co nas te emocje nawiedzają? Czy to jakieś utrapienie duszy?
Nie, to nie ani kara, ani wyrok.
One nas odwiedzają, bo chcą być zobaczone, usłyszane, ukochane, zintegrowane…
Jedynym rozwiązaniem wewnętrznych konfliktów, wewnętrznych problemów, traum jest… odwiedzenie tych trudnych miejsc po to, aby je zostawić raz na zawsze.
Tu potrzeba serdeczności, opieki wobec samego siebie, a w tym samym czasie olbrzymich pokładów odwagi. Czasem bezpiecznej ramy bliskiej osoby – partnera, przyjaciela, terapeuty.
Najważniejsze jest to, że każdy z nas ma szansę opuścić te trudne miejsca nieodkrytego bólu emocjonalnego, a samopoznanie i świadomość, czułość do siebie w procesie mają konkretny wpływ i zmieniają jakość naszego życia.
Żyjemy tu na Ziemi z wieloma „PO CO?” – nie przez przypadek, nie za karę. A jednym z nich jest opuszczenie i zintegrowanie trudnego w nas, abyśmy my, i nasze dzieci, partnerzy, mieli dobre, zdrowe i szczęśliwe życie.
Mateusz
Fundacja Świadome Rodzicielstwo